Niezbędna dla nauki, zarówno podstawowej, jak i stosowanej, jest wolność otwartej dyskusji i debaty. Jeżeli istnieją różne interpretacje, nie należy usuwać żadnych opinii. Każdy podmiot, indywidualny lub zbiorowy, który rości sobie prawo do narzucania własnego określenia, co jest prawdą, a co „dezinformacją”, z definicji jest totalitarny i antynaukowy. Zatem szczytem ironii jest to, że narodowa agencja reprezentująca naukę, Narodowa Fundacja Nauki (NSF), stała się głównym instrumentem ochrony oficjalnej narracji rządowej i ataku na przeciwstawne poglądy.
A tak na poważnie:
Dokument, na który powołuje się ten artykuł, pod tytułem Teorie spiskowe z 2008 roku, sugeruje błędy poznawcze i ułomną epistemologię jako przyczyny szerzenia się teorii spiskowych i proponuje infiltrację poznawczą teoretyków spiskowych i zawstydzanie ich.
Możliwe, że autorzy tego dokumentu (którzy zdaniem artykułu mieli zainspirować późniejszą politykę informacyjną m.in. rządu USA) nie mieli racji. Stanley i Cześnik twierdzą, że populistami (uważam środowiska spiskowe i populistyczne za dosyć podobne) są też ludzie raczej sfrustrowani obecną klasą polityczną i jej działaniami, niż po prostu niedoinformowani.
Przy czytaniu tego tekstu (zanim tu udostępniłam) nasunęło mi się jedno pytanie. Czy nauka może być niezależna czy musi być służebna. Jesli służebna to komu? Politykom? Interesom wielkich korporacji? A może jednak społeczeństwu? PS.Dziękuję za link do KP.